Jednorodzony - Pierworodny Syn Boży (cz.1)
Dodane przez lider dnia Padziernika 04 2012 08:43:27

 

       Jednym z symbolicznych imion, określeń Syna Boga Jedynego jest imię „Słowo Boga”.

„Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo. (2) Ono było na początku u Boga. (3) Wszystko przez nie powstało, a bez niego nic nie powstało, co powstało. (4) W nim było życie, a życie było światłością ludzi (14) A Słowo ciałem się stało i zamieszkało wśród nas, i ujrzeliśmy chwałę jego, chwałę, jaką ma jedyny Syn od Ojca, pełne łaski i prawdy” (Jana 1:1-4, 14).

Jan utożsamia (personifikuje) Syna Bożego ze „Słowem”, które było u Boga przed wszystkimi rzeczami.

Lecz jak się okazuje wiele osób, które chociaż nie przyjęły duchowego „znamienia bestii”, jakim jest wiara w trójjedynego boga, wpada w inną skrajność ograbiającą z wiary, mianowicie odbiera Synowi Bożemu prawo do istnienia przed swymi narodzinami w Betlejem, kiedy to stał się Synem Człowieczym.

Coraz więcej ludzi, podających się za „chrześcijan”, z różnych wyznań i społeczności, perfidnie powołując się na „Słowo Boże”, przyłącza się do niespotykanej chyba dotąd walki kłamstwa i manipulacji ze Słowem – Synem Bożym. Można zaobserwować coraz bardziej zaciekłą duchową walkę z Osobą samego Zbawiciela, z Tym, Który „nazywa się Wierny i Prawdziwy, gdyż sprawiedliwie sądzi i sprawiedliwie walczy…. imię zaś jego brzmi: Słowo Boże” (Objawienie 19:11-13).

Ludzie ci przekręcają i wypaczają nauki Chrystusa, zaprzeczają Jego istnieniu i przemawianiu w imieniu Ojca na kartach Starego Testamentu, a nawet odmawiają Mu czci i chwały, nie bacząc na to, że „kto nie oddaje czci Synowi, nie oddaje czci Ojcu, który Go posłał” (Jana 5:23 BT).

W walce tej przeciwnicy Syna, a tym samym „Boga Ojca, który Go posłał” wyciągają najrozmaitszą broń - przeróżne argumenty – najczęściej wyrwane z kontekstu i bezczelnie reinterpretowane według swego rozumu i potrzeb – fragmenty Pisma. Nie wahają się (oni) posuwać nawet do twierdzenia, że współczesne przekłady Biblii są wszystkie zafałszowane i przekręcone (podstawowa taktyka diabła – sianie wątpliwości w Słowo Boże), wbrew deklaracji samego Boga, Który stoi na straży Swego Słowa.

„Słowa Pańskie są słowami czystymi, Srebrem przetopionym, odłączonym od ziemi, siedemkroć oczyszczonym. (8) Ty, Panie, będziesz ich strzegł!” (Psalm 12:7-8).

„Oczy Pana czuwają nad tym, co znane (Słowo Boże), i On podważa słowa wiarołomcy” (Przysłów 22:12, por. Mateusza 24:35, Izajasza 34:16).

Najwyższemu zależy na tym, by wszyscy szczerzy ludzie mogli poznać Jego wolę i otrzymać żywot wieczny, by potrafili zrozumieć, kim jest Prawdziwy Bóg oraz Jego Jednorodzony Syn, a tym samym co dla nas uczynili:

„A to jest żywot wieczny, aby poznali ciebie, jedynego prawdziwego Boga i Jezusa Chrystusa, którego posłałeś” (Jana 17:3).

Gdy Pan Jehoszua powiedział, że „będzie głoszona ta ewangelia o Królestwie po całej ziemi na świadectwo wszystkim narodom” (Mateusza 24:14), to doskonale wiedział, że mnogie narody zamieszkujące nasz glob, z powodu nieznajomości języków biblijnych – hebrajskiego, aramejskiego i greki – będą czytać Słowo Boże wyłącznie w przekładach na ich własne języki.

Czy w tej sytuacji Wszechmogący i miłosierny Bóg mógł nas skazać na merytorycznie zmienioną, sfałszowaną treść i naukę Księgi, która wskutek tego przestałaby być autentycznym Słowem Bożym?!

Nasz Bóg nie postępuje w taki sposób! I dzięki Niemu wszelkie zaistniałe na przestrzeni tysiącleci drobne zniekształcenia tekstu, nie miały wpływu na merytoryczne przesłanie Bożej Księgi. Były zresztą systematycznie eliminowane, czego doskonałym przykładem może być, tzw. przypadek „Comma Johanneum”, poważniejsze fałszerstwo, które także zostało odkryte, wyjaśnione i usunięte z Pisma Świętego! Jest to znamienne i budujące.

Pierwsza niekonsekwencja rozumowania osób poddających w wątpliwość tekst Pisma, która się pojawia, to ich własne słowa - sami bowiem, na potwierdzenie swoich wywodów przytaczają dziesiątki (wyrywanych z kontekstu, lub niewłaściwie interpretowanych) wersetów, rzekomo potwierdzających głoszone przez nich tezy – i tu najwyraźniej uważają, że przytaczane przez nich słowa są prawidłowo przetłumaczone. Jednocześnie odrzucają oni wszystkie te wersety Słowa Bożego, które jednoznacznie, jasno i prosto zaprzeczają ich tezom, obalają je całkowicie i to w setkach miejsc – twierdząc z kolei, że wynikają one z przekręcenia przekładów Biblii przez ich tłumaczy lub to co tam napisano, wcale nie oznacza tego, co oznacza.

Czyli, krótko mówiąc – tam gdzie im pasuje – twierdzą, że Biblia jest prawidłowo przełożona, a gdzie zaprzecza ich wywodom – jest źle przetłumaczona i przekręcona. Osoby te, walcząc przeciw Synowi Bożemu (Objawienie 17:14) nie wahają się nawet posuwać do bluźnierstw, twierdząc otwarcie, że wiara w preegzystującego Syna to czyste pogaństwo.

Dla szczerego człowieka istnieje cała przytłaczająca masa świadków - wersetów, które w sposób jasny i zrozumiały pokazują, że Jehoszua, jako Jednorodzony Syn, faktycznie istniał zanim pojawił się na ziemi. O części z nich pisałem już w artykule pt. „Jehoszua – Preegzystencja Słowa”, a teraz  spróbuję ukazać dlaczego TO TAK WAŻNE, abyśmy wierzyli w Syna Boga Jedynego, istniejącego od prawieków.

„Ale ty, Betlejemie Efrata, najmniejszy z okręgów judzkich, z ciebie mi wyjdzie ten, który będzie władcą Izraela. Początki jego od prawieku, od dni zamierzchłych (Micheasza 5:1).

MIŁOŚĆ BOŻA.

Słowo Boże uczy nas, że Bóg przede wszystkim jest miłością. Chciałbym, abyśmy w tym miejscu  zastanowili się przez chwilę nad ogromem miłości Bożej.

Najpierw odpowiedzmy sobie kim jest człowiek?

„Ukształtował Pan Bóg człowieka z prochu ziemi i tchnął w nozdrza jego dech życia. Wtedy STAŁ SIĘ człowiek istotą żywą” (1 Mojżesza 2:7, por. Psalm 39:12, Hioba 7:7, Koheleta 3:19-20, Jakuba 2:26).

Bóg tchnął w martwe ciało Swego ożywczego ducha i człowiek STAŁ SIĘ istotą żywą.

Każdy człowiek otrzymał ciało i dech życia – Chrystus także - kiedy narodził się w Betlejem, jako „Syn Człowieczy” - nie było między Nim, a nami żadnej różnicy. ON TAKŻE WÓWCZAS STAŁ SIĘ (jedyną różnicą było to, że doszło do tego bez ingerencji innego mężczyzny). Właśnie to ożywcze tchnienie życia wróciło do Boga na trzy dni z ciała Jehoszua, kiedy był martwy, tak samo jak w przypadku każdego człowieka.

„A Jezus, zawoławszy wielkim głosem, rzekł: Ojcze, w ręce twoje polecam ducha mego. I powiedziawszy to, skonał” (Łukasza 23:46).

Zatem nie było różnicy między człowiekiem, jakim był Chrystus, a nami (pomijając kwestę grzeszności) - tak więc zastanówmy się na czym tak naprawdę polega OGROMNA MIŁOŚĆ i POŚWIĘCENIE Boga Ojca względem nas ludzi, gdyż jak czytamy:

„W tym objawiła się miłość Boga do nas, iż Syna swego jednorodzonego posłał Bóg na świat, abyśmy przezeń żyli. (10) Na tym polega miłość, że nie myśmy umiłowali Boga, lecz że On nas umiłował i posłał Syna swego jako ubłaganie za grzechy nasze” (1 Jana 4:9-10).

Czy ta miłość i poświęcenie Boga polegała na posłaniu i wydaniu na śmierć za nasze grzechy „syna człowieczego” (Chrystusa), który swój żywot rozpoczął dopiero w Betlejem?

Pomijając dziesiątki jasnych i prostych wypowiedzi samego Jehoszua na temat Jego wcześniejszego (z przed Betlejem) pochodzenia - spójrzmy jaką prawdę na ten temat, przekazywał choćby w przypowieściach:

„Wtedy posłał do nich drugiego sługę; lecz i tego zranili w głowę i znieważyli. (5) Posłał jeszcze jednego, tego zabili. I posłał wielu innych, z których jednych obili, drugich pozabijali. (6) Miał jeszcze jednego, ukochanego syna. Posłał go jako ostatniego do nich, bo sobie mówił: Uszanują mojego syna. (7) Lecz owi rolnicy mówili nawzajem do siebie: to jest dziedzic. Chodźcie, zabijmy go, a dziedzictwo będzie nasze. (8) I chwyciwszy, zabili go i wyrzucili z winnicy” (Marka 12:4-8).

Jest tu porównanie, którego zamierzeniem jest nauczyć nas prawdy o tym, że Bóg miał Syna, zanim Go posłał. Miłość i poświęcenie Boga dopiero wówczas ma doskonały sens.

„Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny” (Jana 3:16).

Dopiero przyjmując prawdę, wierząc w to, że Jehoszua był od początku świata przy Ojcu, jako Jego Pierworodny - można choć trochę zrozumieć ogromne poświęcenie i miłość Boga w stosunku do nas:

„W owym dniu, mówi Wszechmogący Pan, sprawię, że słońce zajdzie w południe, i mrokiem okryję ziemię w biały dzień, (10) i zamienię wasze święta w żałobę i wszystkie wasze pieśni w pieśń żałobną; na wszystkie biodra włożę włosiennicę, a na każdą głowę łysinę. Przekształcę to w żałobę po jedynaku, a całą przyszłość w dzień goryczy” (Amosa 8:9-10).

Jeżeli Bóg nie miałby Syna, który przebywał u Jego boku, wówczas nie mógłby Go oddać, posyłając na ziemię, jako Syna Człowieczego. Nie miałoby sensu mówienie o OGROMIE MIŁOŚCI I POŚWIĘCENIA Bożego względem nas malutkich, marnych, grzesznych ludzi. Nie byłoby sensu mówienie o głębokich emocjach, odczuciach – o żałobie po Jedynaku! Bo cóż z tego, że Ten Człowiek był bez grzechu – On nadal byłby tylko „Drugim Adamem”…

Jednak odstępcy od wiary Syna, bezmyślnie wbijają sobie do głowy i próbują to uczynić innym, że ależ skąd, owszem wszystko ma sens, wszystko jest w porządku i twierdzą przy tym, że polegało to na tym, iż Bóg powołał do istnienia Swego Syna dopiero w Betlejem (wcześnie nie istniał – był w zamierzeniu Bożym), następnie pozwolił, aby ten bezgrzeszny, sprawiedliwy człowiek, dopiero co powołany do życia (nieco ponad 30 lat wstecz) został wydany na śmierć, jako okup za grzechy ludzkości.

Ot według nich poświęcenie i miłość Boga… Brawo…

Jeżeli Chrystus swój początek miałby dopiero w Betlejem, to znaczyłoby, że Bóg Go nie miłował - dopóki Chrystus nie został zrodzony w Betlejem. Nie oddał także swego Syna, posyłając Go na ziemię.

Po prostu STWORZYŁ CZŁOWIEKA – „DRUGIEGO ADAMA”, który w przeciwieństwie do „Pierwszego Adama” wygrał z grzechem. Bóg poświęcił, posłał i oddał tylko ludzkie istnienie, które stworzył, albo zrodził (zależy jak definiujemy słowa – my także się rodzimy i także dzięki Bogu, tyle że poprzez ingerencję mężczyzny - por. 1 Samuela 1:11, 19-20)) w Judei 2000 lat temu.

Jak mamy mierzyć, pojąć i docenić Bożą miłość wynikającą z faktu  poświęcenia i oddania Jego Syna, skoro On rzekomo miałby dopiero pojawić się na arenie dziejów 2000 lat temu?

Doprawdy, trzeba być co najmniej szalonym lub mieć krnąbrne serce, aby tak twierdzić…

Pismo kładzie OGROMNY nacisk na Bożą miłość i poświęcenie w darze Chrystusa, a gdyby Bóg nie dał Swego Jednorodzonego Syna, który przebywał u Jego boku od prawieków - to właściwie nie byłoby to więcej niż miłość okazana, kiedy posłany Jan Chrzciciel, albo Piotr oddali swoje życie! No bo cóż z tego, że Chrystus, jako narodzony bez ingerencji mężczyzny, a mocą ducha Bożego, nie zasługiwał na śmierć? Owszem nadal stanowiłoby to niesprawiedliwość ze strony ludzi, jak i dar (przyzwolenie) ze strony Boga – wyciągnięcie ręki w stronę grzesznych ludzi.

Ale byłoby to TYLKO TYLE w aspekcie BOŻEJ MIŁOŚCI i POŚWIĘCENIA, zarówno Boga, jak i Jego Syna.

Wszystko co byłoby widać, to fakt, że Bóg „wyprodukował” człowieka, a potem pozwolił, aby Ten zginął po to, aby pokazać, że mnie kocha. Byłoby to po prostu ofiarowanie ludzkiego istnienia z którym Bóg nie miał kompletnie żadnego związku, jak jedynie to, które powołał w Betlejem metodą „in vitro”, zamiast w tradycyjny sposób poprzez mężczyznę i jego nasienie.

Lecz prawda jest taka że Bóg JUŻ MIAŁ Syna, którego bardzo miłował i Ten Syn nie był zrodzony po to, aby umrzeć. Miał On wartość w Bożych oczach, która rozciągała się od wieków na wieczne wieki. Była to wartość i miłość ulokowana w Jego Pierworodnym, Jednorodzonym, ukochanym Synu, który był znany i kochany od wieczności, choć przed ludźmi do pewnego czasu ukryty wraz z planem zbawienia przygotowanym wszystkim narodom, a nie tylko Hebrajczykom.

Tajemnicę, zakrytą od wieków i od pokoleń, a teraz objawioną świętym jego. (27) Im to chciał Bóg dać poznać, jak wielkie jest między poganami bogactwo chwały tej tajemnicy, którą jest Chrystus w was, nadzieja chwały. (28) Jego to zwiastujemy, napominając i nauczając każdego człowieka we wszelkiej mądrości, aby stawić go doskonałym w Chrystusie Jezusie” (Kolosan 1:26-28).

Był to Syn, z  którym Wszechmocny Bóg miał osobistą i intymną więź. Syn przez którego Bóg wszystko realizował zgodnie ze Swoją wolą i zamierzeniem. I to była właśnie umiłowana Osoba, którą Ojciec oddał, aby zbawić rodzaj ludzki.

„Kto wstąpił na niebiosa i zstąpił? Kto zebrał wiatr w swoje dłonie? Kto owinął wody płaszczem? Kto stworzył wszystkie krańce ziemi? Jakie jest jego imię? Jakie jest imię jego syna? Czy wiesz? (Przysłów 30:4).

Wówczas dopiero widzimy objawioną Bożą miłość – miłość, która jest mierzona proporcjonalnie do wartości danego daru i tylko ta prawda, o tym że Jehoszua jest Jedynym osobistym Synem Boga od wieczności - emanuje prawdą o Bożej miłości, poświęceniu i wartości daru który dał. Spójrzmy zatem teraz na ogromne poświęcenie.

POŚWIĘCENIE!!!

Walcząc o Swoją własną sprawiedliwość, jak i możliwość usprawiedliwienia pokutujących (wierzących i posłusznych) grzeszników i ostateczne uwolnienie wszechświata od wszelkiego zła, Najwyższy i Jego Jednorodzony Syn podjęli NAJWIĘKSZE OSOBISTE RYZYKO i ponieśli najwyższy koszt podjętej walki.

Tego wymagała Boża sprawiedliwość. 

Bo wszak to Najwyższy i Jego Syn stworzyli wszystko, cokolwiek istnieje (Kolosan 1:15-16, Hebrajczyków 1, 1 Koryntian 8:6, Jana 1:1-3, 10, 1 Mojżesza 1:26) i to w Bożych niebiosach zbuntowany anioł począł i porodził zło (Jana 8:44), które potem zagnieździło się na ziemi.

A choć walka ta od tysiącleci toczy się i zakończy na naszej planecie, choć w walce tej mają udział wszyscy ludzie, to w rzeczywistości jest to także bój pomiędzy Bogiem i Jego Synem, a szatanem.

Toteż jest czymś oczywistym, że w najważniejszych momentach do boju przystępują osobiście – tak się stało przede wszystkim, kiedy Słowo – Syn Najwyższego („Bóg Mocny” Izajasza 9:5, por. Ozeasza 1:7), zstąpił z Nieba na Ziemię, stając się Człowiekiem, jak my – wyzbywając się swej chwały, mocy i duchowej natury (postaci):

„Który chociaż był w postaci Bożej, nie upierał się zachłannie przy tym, aby być równym Bogu, lecz wyparł się samego siebie, przyjął postać sługi i stał się podobny ludziom; a okazawszy się z postawy człowiekiem” (Filipian 2:6-7).

„Skoro zaś dzieci mają udział we krwi i w ciele, więc i On również miał w nich udział, aby przez śmierć zniszczyć tego, który miał władzę nad śmiercią, to jest diabła, (15) i aby wyzwolić wszystkich tych, którzy z powodu lęku przed śmiercią przez całe życie byli w niewoli (17) Dlatego musiał we wszystkim upodobnić się do braci, aby mógł zostać miłosiernym i wiernym arcykapłanem przed Bogiem dla przebłagania go za grzechy ludu (Hebrajczyków 2:14-15).

Diabeł został obnażony i osądzony, doprowadzając do śmierci „Świętego” Bożego. Pełen gniewu oczekuje jedynie na wyrok, póki co wciąż prowadząc swą przewrotną działalność na ziemi pośród tych, którzy „nie przyjęli miłości prawdy, która mogła ich zbawić”.

A czy zastanawialiście się kiedyś, co by było, gdyby Jehoszua Chrystus – nieustannie osaczany, prowokowany i dręczony – zachwiał się w swej wierności i w czymkolwiek zawinił?

Pierwszym skojarzeniem jest myśl, że nie mielibyśmy Zbawcy i bylibyśmy na wieki zgubieni!

I to jest prawda.

Ale to nie wszystko – bo nie chodzi tylko o nas!

Należy pamiętać, że gdyby Syn Boży, jako Syn Człowieczy, popełnił grzech – zginąłby na wieki, bo przecież uniwersalna zasada Bożej sprawiedliwości stanowi, że „zapłatą za grzech jest śmierć…” (Rzymian 6:23). „Drugi Adam” zginąłby tak jak „pierwszy Adam”.

Z niebezpieczeństwa tego zdawał sobie sprawę i Bóg Ojciec i Syn Boży, i… szatan.

Dlatego w liście do Hebrajczyków czytamy o Jehoszua, że „za dni swego życia w ciele zanosił On z wielkim wołaniem i ze łzami modlitwy i błagania do Tego, który go mógł wybawić od śmierci, i dla bogobojności został wysłuchany (5:7).

Tu nie chodziło - jak niektórzy rozumują - o jednorazową prośbę Jehoszua o uwolnienie od ukrzyżowania (Łukasza 22:39-44) - zresztą ta prośba nie została spełniona!

Słowa te opisują pełne trudu i samozaparcia, kolejne „dni Jego życia w ciele” i ciemne noce, które spędzał na modlitwie (Łukasza 6:12), by z nowymi siłami wyjść do oczekujących tłumów…

A potem nadszedł ten dzień, gdy zawieszono Go między niebem a ziemią i musiał znosić wszystko, co zgotował Mu szatan i jego ludzkie narzędzia! – A na wszystkie te trudy i udręki, na wszystkie prowokacje i szyderstwa, a w końcu na przeogromny ból i mękę konania patrzył Ojciec…

Miłość Boża jest tak wielka, iż nie jesteśmy w stanie ani jej ogarnąć - a kto ogarnie ból Ojca, który to wszystko przeżywał wraz ze Swoim Pierworodnym, Jednorodzonym Synem?!…

To wszystko jest świadectwem poświęcenia, wielkości oraz miłości i sprawiedliwości Tego, „który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale go za nas wszystkich wydał…” (Rzymian 8:31-32).

I to w tym kontekście należy odczytywać najkosztowniejsze wersety Pisma, mówiące o Bożej i Chrystusowej miłości i poświęceniu dla nas:

- Jana 3:16,

- Jana 10:17-18,

- 1 Jana 4:8-10.

Ze względu na powyższe, z ogromną przykrością i stanowczym wewnętrznym sprzeciwem słucham wywodów ludzi, którzy zaprzeczają preegzystencji Jehoszua Chrystusa i kwestionują Jego przedwieczne Boskie Synostwo! Bo niezależnie od tego, czy sobie to uświadamiają, czy nie, ludzie tacy w rzeczywistości zaprzeczają jednej z podstawowych prawd Słowa Bożego, która głosi, że „Bóg tak umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny” (Jana 3:16)!

Dla takich ludzi Najwyższy wyraźnie nie jest Ojcem, który osobiście i bezpośrednio zaangażował się w los swych dzieci i dla ich dobra poświęcił wszystko, wystawiając Siebie samego na ból i udrękę, a własnego Syna na poniewierkę, cierpienie i haniebną śmierć!

Lecz jest istotą, która – jak konstruktor swoje roboty – dla realizacji wytyczonych celów wykorzystuje stworzonych przez siebie ludzi, a sam trzyma się na uboczu w bezpiecznym zaciszu…

Nie takim jest mój, nasz Bracia i Siostry - Niebiański Ojciec! 

Nie takim…

Czy ktoś, kto ma choć trochę rozumu (wiary), wrażliwości i choć trochę szczerego, ufnego serca – może myśleć, że Syn Boży zaistniał dopiero w Betlejem?

Czy osoba, która tak twierdzi choć trochę pojęła, poznała - poczuła - OGROM miłości i poświęcenia Boga Ojca i Jego Syna w stosunku do nas?

Nie sądzę…

Jak mogłaby, skoro trwa w uporze i nie wierzy Bogu w Jego świadectwo o Jednorodzonym Synu zrodzonym przed wiekami?

„Kto tedy wyzna, iż Jezus jest Synem Bożym, w tym mieszka Bóg, a on w Bogu. (16) A myśmy poznali i uwierzyli w miłość, którą Bóg ma do nas. Bóg jest miłością, a kto mieszka w miłości, mieszka w Bogu, a Bóg w nim. (17) W tym miłość do nas doszła do doskonałości, że możemy mieć niezachwianą ufność w dzień sądu (1 Jana 4:15-17, por. Jana 10:17-18).

„Albowiem znacie łaskę Pana naszego Jezusa Chrystusa, że będąc bogatym, stał się dla was ubogim, abyście ubóstwem jego ubogaceni zostali” (2 Koryntian 8:9, por. Filipian 2:6-8, Tytusa 2:11-14).

„Kto się za daleko zapędza i nie trzyma się NAUKI CHRYSTUSOWEJ, NIE MA BOGA. Kto trwa w niej, ten ma i Ojca, i Syna” (2 Jana 1:9).

W dwunastym rozdziale Apokalipsy, przedstawiona została koszmarna scena, w której „ogromny rudy smok, mający siedem głów i dziesięć rogów”, czyha na mające się urodzić dziecko, aby je pożreć (w. 1-4). Jest to symboliczne przedstawienie czasu i okoliczności narodzin i dzieciństwa Chrystusa, którego diabeł od początku chciał zniszczyć. Stało się jednak odwrotnie: to Syn Boga, jako „Syn Człowieczy” pokonał diabła, a zrzucony z Niebios na Ziemię rozwścieczony wróg, całą swą nienawiść skierował przeciwko tym, którzy przyjmują Ewangelie Zbawienia, świadectwo Boże o Jego Synu i Ich dziele i żyją zgodnie z nauką i przykazaniami Syna, nabierając Jego wiary.

Cały swój spryt diabeł skierował na sfałszowanie Ewangelii Łaski! 

„Jeśli kto mówi, niech mówi jak Słowo (Syn) Boże” (1 Piotra 4:11).

Pierwsza próba zniekształcenia Ewangelii miała miejsce już w dniach Apostołów, za sprawą tzw. judaizujących chrześcijan. Z listu do Galacjan dowiadujemy się, że do zborów galackich „wdarli się” (Galacjan 2:3-5) fałszywi nauczyciele i tam zaczęli szerzyć poglądy, w myśl których każdy poganin zanim stanie się chrześcijaninem, powinien stać się najpierw Żydem, na przykład powinien przyjąć obrzezkę, a także przestrzegać dni (sabat), świąt, przepisów zakonu (Galacjan 4:9-11).

Co gorsza, niektórzy z tych nauczycieli posuwali się nawet do tego, że zalecali wierzącym w Chrystusa „usprawiedliwienie przez zakon” (Galacjan 5:4).

Nic dziwnego, że tolerancyjny skądinąd Paweł (Rzymian 14:1-23), wystąpił tak zdecydowanie przeciwko tym nauczycielom i potraktował ich tak surowo (Galacjan 2:5, por. Dzieje 15:1-2), zaś ich zwolenników stanowczo przestrzegł przed tragicznymi skutkami takiej postawy - „Boję się, że może nadaremno mozoliłem się nad wami!” (Galacjan 4:11), „Odłączyliście się od Chrystusa wy, którzy w zakonie szukacie usprawiedliwienia; wypadliście z łaski!” (Galacjan 5:4). 

Takie są fakty - jeżeli ktoś, mimo doskonałej ofiary Jehoszua (Hebrajczyków 10:1-18), nie chce oddać Jemu Swego życia i słuchać Jego przykazań, lecz zawraca do Mojżesza i chce nadal wpatrywać się w starotestamentowy – wypełniony przez Chrystusa zakon – ten pozbawia się Chrystusa, pozbawia się Łaski, a jego postępowanie znieważa jednorazową, doskonałą Ofiarę Zbawiciela, jak i przestępuje przykazanie Boże o Jedynym Panu, którego należy słuchać.

„Posłuszeństwo lepsze jest niż ofiara, a uważne słuchanie lepsze niż tłuszcz barani. (23) Gdyż nieposłuszeństwo jest takim samym grzechem, jak czary, a krnąbrność, jak bałwochwalstwo i oddawanie czci obrazom” (1 Samuela 15:22-23).

„Kto mną gardzi i nie przyjmuje słów moich, ma swego sędziego: Słowo, które głosiłem, sądzić go będzie w dniu ostatecznym” (Jana 12:48).

„Kto mnie nie miłuje, ten słów moich nie przestrzega, a przecież słowo, które słyszycie, nie jest moim słowem, lecz Ojca, który mnie posłał” (Jana 14:24).

Tamto pierwsze historyczne zafałszowanie Ewangelii, współcześnie ma swoją kontynuację w wielu kręgach tzw. „chrześcijańskich” i przejawia się w ­­­różnorakich wierzeniach i praktykach religijnych.

Kolejne próby zniekształcenia Ewangelii (było wiele i nie sposób ich wymienić), powodowały obecne w ówczesnym chrześcijaństwie idee hellenistyczne, które znalazły wyraz w „chrześcijańskiej” gnozie, mającej wiele twarzy.

Autorzy ksiąg nowotestamentowych krytykują nauki, które gnostycy rozpowszechniali w pierwotnym Kościele. Zwłaszcza doketyzm, według którego Jehoszua i Chrystus – to dwie różne osoby! I kiedy apostoł Jan krytykuje ludzi, którzy „nie wyznają, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele” (1 Jana 4:2-3) i nie wierzą, że „Jezus jest Chrystusem” (1 Jana 5:1) – wyraźnie nawiązuje do błędnych nauk „chrześcijańskiej” gnozy.

Zatrzymajmy się na chwilę przy doktrynie doketyzmu, która twierdziła, że Jehoszua Chrystus, gdy żył na ziemi składał się z dwóch istot (dwóch natur). Jej zwolennicy twierdzą, ze Jehoszua był śmiertelnym człowiekiem - Żydem z pokolenia Judy - natomiast Chrystus był bytem duchowym, który połączył się z Jehoszua przy poczęciu (niektórzy utrzymywali, ze stało się w chwili chrztu w Jordanie), a oddzielił się od Jehoszua przed ukrzyżowaniem, dlatego tylko Jehoszua człowiek umarł.

Pogląd taki zrodziło pogańskie i hellenistyczne, radykalne podejście do podziału na to, co duchowe, i na to, co materialne (dualizm).

Nie mogli oni sobie wyobrazić Syna Boga, który staje się materialnym człowiekiem (o naturze ludzkiej) i umiera! (Dzisiaj nie mogą sobie tego wyobrazić choćby osoby niewierzące w Jego preegzystencję – ich rozum jest wyznacznikiem ich wiary, a nie zaufanie, poleganie na słowach Pana).

Tamte kolejne historyczne próby zafałszowania Ewangelii, mają współcześnie swoją kontynuację i to w największym stopniu, gdyż chociażby każdy wyznawca trójcy i trójjedynego boga, czyni z Chrystusa osobę w której ZAMIESZKIWAŁY DWIE NATURY (kiedyś nazywano je wprost - osobami) – boska i ludzka, uczą, że doszło do WCIELENIA SIĘ, przeniknięcia ciała przez boskość.

BOSKOŚĆ (nie mylić natury boskiej z przymiotami boskimi) ZAŚ NIE MORZE UMRZEĆ – a więc nie ma śmierci, nie ma zapłaty za grzech i nie ma zmartwychwstania, gdyż zmartwychwstać może jedynie to co umarło, „a jeśli Chrystus nie został wzbudzony, daremna jest wiara wasza; jesteście jeszcze w swoich grzechach (1 Koryntian 15:17).

Wówczas nie można także mówić o „DRUGIM ADAMIE”, ponieważ Chrystus w takim przypadku znacznie przewyższałby możliwościami pierwszego Adama (i każdego z nas) – nie można mówić o sprawiedliwości Bożej – cały PLAN ZBAWIENIA upada, jak domek z kart. Dlatego czytamy:

„Bo wyszło na świat wielu zwodzicieli, którzy nie chcą uznać, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele. Taki jest zwodzicielem i antychrystem. Miejcie się na baczności, abyście nie utracili tego, nad czym pracowaliśmy, lecz abyście pełną zapłatę otrzymali. Kto się za daleko zapędza i nie trzyma się nauki Chrystusowej, nie ma Boga. Kto trwa w niej, ten ma i Ojca, i Syna. Jeśli ktoś przychodzi do was i nie przynosi tej nauki, nie przyjmujcie go do domu i nie pozdrawiajcie. Kto go bowiem pozdrawia, uczestniczy w jego złych uczynkach” (2 Jana 7-11). 

Surowe słowa apostoła Jana są w pełni uzasadnione, jako że doketyzm, tak jak i dzisiejsze fałszywe dogmaty o trójjedynym bożku, bezpośrednio i brutalnie atakują zasadę zbawienia, jakie Najwyższy przygotował i jakiego dokonał w Chrystusie!

Zaprzeczając, że Syn Boży przyszedł na ziemię w ludzkim ciele, diabeł chciał ukryć fakt, że „drugi Adam” poprzez Swe bezgrzeszne życie, „zwyciężył grzech w ciele” (Rzymian 8:3), czyli dowiódł, że za grzech popełniony w ogrodzie Eden, odpowiedzialni byli ludzie – zaś Najwyższy był i jest doskonale sprawiedliwy (Rzymian 3:26) i nie popełnił błędu podczas Stwarzania.

Zwolennicy doketyzmu nie mogli więc przyjąć prawdy o tym, że On poprzez własną śmierć zgładził grzechy wszystkich, którzy w Niego wierzą! I dlatego postawili siebie poza zbawieniem w Nim.

Kolejnym tragicznym zniekształceniem Ewangelii są - odnotowane w historii chrześcijaństwa i obecne również współcześnie – poglądy, że Jehoszua był po prostu Żydem z pokolenia Judy (na przykład tzw. Adopcjanizm), którego ze względu na Jego wierność, Pan Bóg uczynił Mesjaszem. 

Ta, odzierająca Syna Bożego z Jego godności, dokonań i chwały idea, w wielu kręgach jest obecna po dziś dzień i nie ma nawet sensu jej poruszać, gdyż czyni z Chrystusa grzesznego człowieka (jako potomka Adama, zrodzonego z nasienia mężczyzny) i całkowicie przekreśla idee odkupienia nas z grzechów - lecz jedną z gałęzi, która wyrosła na bazie tej nauki – jest twierdzenie, że Jehoszua, co prawda został poczęty w sposób nadprzyrodzony (bez udziału mężczyzny), ale w żadnym wypadku nie istniał u boku Ojca zanim narodził się w Betlejem.

Te idee są czymś katastrofalnym i zgubnym dla wiary chrześcijańskiej. Jest w nich obecne niemal wszystko – najpierw zaprzeczenie preegzystencji Syna Bożego i Jego wcześniejszej Boskiej naturze, zaprzeczanie, że wraz z Ojcem stwarzał wszystko, cokolwiek istnieje, że w Starym Przymierzu prowadził naród Izraelski, podważanie Bożej miłości i poświęcenia Ojca i Syna, czynienie z Boga (i Jego Słowa) kłamcy, itd., itd.

Co znamienne, autorzy niektórych tekstów, szerzących tę ideę, odzywają się o Synu Bożym z tak wyraźnym lekceważeniem, że aż ocierają się o pogardę. Dążąc, jak deklarują, do uwielbienia Boga Ojca, zarzucają innym chrześcijanom, że oddają cześć i chwałę Synowi Bożemu, że modlą się do Niego, a nawet że wierzą, iż On po Swym zmartwychwstaniu jest w jakikolwiek sposób czynny w dziele zbawienia świata i obecny w naszym życiu. To wszystko według nich są niedopuszczalne nadużycia, bo po Swoim wniebowstąpieniu On po prostu – tu wskazują werset Hebrajczyków 10:13 – usiadł po prawicy Ojca i tam oczekuje na ostateczne rozstrzygnięcia! Tylko tyle: usiadł i… siedzi. 

Jak można wierzyć w takie rzeczy?

No cóż, jak czytamy „wiara nie jest rzeczą wszystkich” (2 Tesaloniczan 3:2), a poddany manipulacji człowiek, jest w stanie uwierzyć we wszystko. Tutaj manipulacja polega przede wszystkim na tym, że zwolennicy tej tragicznej idei, reinterpretują słowa i wersety Pisma – to znaczy nadają im zupełnie nowy sens i znaczenie.

I jeśli na przykład w ewangelii Jana 6:38 Pan Jehoszua mówi:

„Zstąpiłem bowiem z nieba, nie aby wypełniać wolę swoją, ale wolę Tego, który mnie posłał”, to według nich w słowach tych Chrystus wcale nie stwierdza, że istotnie zstąpił z nieba, lecz, że Jego służba była aprobowana przez Niebo.

Gdy w Jana 1:10 czytamy:

„Na świecie był i świat przezeń powstał, lecz świat go nie poznał”, to znów słyszymy, że te słowa wcale nie znaczą, iż Jehoszua z woli i mocy Boga Ojca stworzył świat, lecz mają inny sens…

A jeśli w Kolosan 1:15-19 czytamy: 

„On jest obrazem Boga niewidzialnego, pierworodnym wszelkiego stworzenia. Ponieważ w nim zostało stworzone wszystko, co jest na niebie i na ziemi, rzeczy widzialne i niewidzialne, czy to trony, czy panowania, czy nadziemskie władze, czy zwierzchności; wszystko przez niego i dla niego zostało stworzone. On też jest przed wszystkimi rzeczami i wszystko na nim jest ugruntowane. On także jest Głową Ciała, Kościoła; On jest początkiem, pierworodnym z umarłych, aby we wszystkim był pierwszy” - to dla nich nie jest to argument, że Syn Boży wraz z Ojcem stwarzał wszystko, co istnieje, bo wedle nich zwrot przez niego” należy również rozumieć „dla niego”, czyli: „wszystko dla niego i dla niego zostało stworzone”.

Także na przykład werset Jana 5:23 - „Aby wszyscy czcili Syna, jak czczą Ojca. Kto nie czci Syna, ten nie czci Ojca, który go posłał”, wcale nie oznacza tego, co oznacza. Po prostu, trzeba to rozumieć inaczej!

Szybciutko uciekają najczęściej do Starego Testamentu, starając się odwrócić uwagę od jasnych i prostych deklaracji samego Syna – zarzucają sobie zasłonę i chcą zarzucić ją innym, aby ich niewierne sumienia były spokojniejsze…

Ludzie zaprzeczający preegzystencji Jehoszua, faktycznie chyba sami musieliby, na własny użytek, od nowa napisać Pismo Święte. Oczywiście byłoby to już tylko „pismo święte”, a nie autentyczna Boża Księga, jako że musieliby wykreślić wiele wersetów i całych fragmentów, a wiele dalszych zasadniczo przeredagować, by zgadzały się z ich specyficzną, filozoficzno-rozumową teologią.

Lecz oni się tym nie przejmują – diabeł posiał na podatnym gruncie, na którym wiarygodność i rzetelność nieskażonego Słowa Bożego zachowanego do dziś, jak i proste, wyraźne słowa Pana tam zachowane - nie są wysoko cenione.

Nie jest to nic nowego. W historii chrześcijaństwa było i dziś jest wielu ludzi, którzy wymyślili i stosowali swoiste „metody badacze” Pisma, w oparciu o które dochodzili do przeróżnych „odkryć” i zaskakujących wniosków. Gdyby spojrzeć jak najdalej wstecz – to poznamy niejakiego Marcjona, który działał już w połowie drugiego wieku w Rzymie. Doszedł on do wniosku, że ST i NT nie mogą pochodzić od tego samego Boga. Ponadto spośród wszystkich Ewangelii uznał tylko jedną, Ewangelię Łukasza, którego uważał za ucznia apostoła Pawła. Nie istniały natomiast dla niego: Objawienie Jana, Dzieje Apostolskie, Listy Piotra, Jana, Jakuba, Judy i trzy pozostałe Ewangelie. Nie dość na tym. Z powodu żywionej przez niego wrogości do Żydów, Marcjon bezlitośnie wyrzucał z istniejących pism to wszystko, co miało zabarwienie judaistyczne. Kiedy pytano go, na podstawie czego, czym może usprawiedliwić przeprowadzenie tego rodzaju surowej „reformacji”, odpowiadał:

„Określają to moja wiara, moje uczucie i mój gust. To wszystko jest darem od Boga i dlatego stanowi dla mnie wystarczające kryterium (Guenter Wagener, „6000 lat i jedna Księga” s. 129.130).

Inni gnostycy (na przykład frakcja – Walentynianie) znaleźli powody, by odrzucić trzy spośród czterech Ewangelii, przyjmowali jedynie ewangelię Jana.

Podobnie jest i dziś… brutalnie reinterpretuje się prosty przekaz Słowa, próbując wmówić sobie i nam, że „białe jest czarne” lub też dowolnie odrzuca się rozmaite księgi Słowa Bożego!

Taka postawa i działalność ma zgubne skutki dla takich osób oraz dla ludzi, którzy ich słuchają, jako że wszczepia wątpliwości prowadzące do lekceważenia i „wyginania” Pisma Świętego! Mówiąc wprost, jest to podstępne burzenie fundamentów wiary!

Ale to właśnie na tym szatanowi zależy najbardziej: zniszczyć fundament Słowa! Pomieszać, zagmatwać!

Przeciwnik Boga i wszelkiej prawdy od początku dobrze wie, że posianie wątpliwości do Słowa Bożego, owocuje dezorientacją, zagubieniem i w konsekwencji duchową klęską. Z wiedzy tej szatan korzysta bezwzględnie od samego początku – od tragicznych wydarzeń w ogrodzie Eden, gdzie po raz pierwszy odważył się zakwestionować prawdziwość Słowa! To czynił przez wszystkie wieki (pomijając brutalne próby całkowitego zniszczenia Słowa), a dziś, gdy pozostało mu już niewiele czasu (Objawienie 12:12), czyni to ze wzmożoną siłą.

Oszukanym – tym, którzy uwierzyli innym ludziom, zamiast uwierzyć Synowi w to co mówił o swoim wcześniejszym istnieniu u boku Ojca, należy współczuć, ale i wystrzegać się jadu ich kłamstw, podobnie jak należy nie mieć żadnej społeczności z gorliwymi czcicielami demonów - wyznawcami boga trójjedynego, dopóki się nie upamiętają, abyśmy czasami sami nie byli kuszeni ich diabelską filozofią - „proszę was, bracia, abyście się strzegli tych, którzy wzniecają spory i zgorszenia wbrew nauce, którą przyjęliście; unikajcie ich. (18) Tacy bowiem nie służą Panu naszemu, Chrystusowi, ale własnemu brzuchowi, i przez piękne a pochlebne słowa zwodzą serca prostaczków. (19) Albowiem posłuszeństwo wasze znane jest wszystkim; dlatego raduję się z was i chcę, abyście byli mądrzy w tym, co dobre, a czyści wobec zła. (20) A Bóg pokoju rychło zetrze szatana pod stopami waszymi (Rzymian 16:17-20).

A dla nich (zwodzonych i zwodzicieli) samych najlepszym ratunkiem mogą być jednoznaczne, stanowcze słowa Pisma.

Ten jest antychrystem, kto podaje w wątpliwość Ojca i Syna. (23) Każdy, kto podaje w wątpliwość Syna, nie ma i Ojca. Kto wyznaje Syna, ma i Ojca” (1 Jana 2:22-23).

„Kto się za daleko zapędza i nie trzyma się nauki Chrystusowej, nie ma Boga. Kto trwa w niej, ten ma i Ojca i Syna” (2 Jana 9).

„Ale choćbyśmy nawet my albo anioł z nieba zwiastował wam ewangelię odmienną od tej, którą myśmy wam zwiastowali, niech będzie przeklęty!” (Galacjan 1:6-9).

Paweł Krause

Zobacz ciąg dalszy w Części 2:

http://jehoszua.dbv.pl/readarticle.php?article_id=108